
Stwierdziliśmy, że jeśli całe miasto obeszliśmy w te i wewte, sprawdziliśmy też słoność wody morskiej - więc nic tu już po nas. Do podjęcia tej decyzji przysłużyła się też pogoda, a mówiąc bardziej precyzyjnie – niebo, które swój błękit schowało za szaro-białymi cumulusami.


Czym prędzej przestawiliśmy nawigację, a "ostatni dzień w Barcelonie", który miał być ostatnim, naszym przystankiem w Hiszpanii, był już tylko wspomnieniem.
Szybko jednak żałowaliśmy tej decyzji, bo już następnego dnia rano, Francja przywitała nas deszczem.
Pogoda
niczym kobieta, zmienną jest, więc na szczęście z każdym
przejechanym kilometrem, poprawiała się. Im bliżej byliśmy
naszego kolejnego miejsca docelowego, tym bardziej niebo błękitniało.
Tylko wtedy, gdy wjechaliśmy w Alpy, im wyżej wznosiliśmy się po
krętych drogach, chmury to uciekały nam, to znów goniły za nami, albo
też kładły się na naszym camperze.
Przez cały dzień, w takim to
towarzystwie przemieszczaliśmy się bardzo powoli, by dojechać do
kolejnego miejsca na naszym szlaku. Miejsca, które znajduje się
na wysokości 1800 metrów nad poziomem morza.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz