8 lis 2016

16/ jesień 2016 - Camper - mój kochany :)



Camper - mój kochany - przez całą naszą tułaczkę trzymał się bardzo dzielnie.
I nie zbiesił się praktycznie ani razu!

No, raz jeden ręczny hamulec zablokował i nie chciał chwilę odpuścić....
Ale to dlatego, że się zwyczajnie zdenerwował! No jak można mu zrobić coś takiego? Z ciepłej Hiszpanii, gdzie średnia temperatura w ciągu dnia wynosiła 25 stopni Celsjusza, w dwa dni przemieścić się do Francji, i to jeszcze wysoko w Alpy? Gdzie temperatura spadła do minus pięciu stopni?! A gdzie czas na aklimatyzację?! 

Każdy na Jego miejscu by się wkurzył! I tak dobrze, że tylko blokadą linki hamulcowej na postoju, odreagował swoją złość. Mógłby przecież na tych letnich oponach małą ślizgawkę zrobić, jadąc po tych górskich serpentynach. Albo też mógłby ogrzewania nie odpalić na postoju! Jedynie kierowcy na nosie trochę zagrał, gdy butlę gazową w środku nocy kazał wymienić, przerywając przy tym głęboki sen. No, kierowca nie musiał marznąć, bo mógł przecież ubrać się do tej roboty!

Camper - mój kochany...
No, o tym, że nie było gdzie opróżnić toalety - to przecież też, nie jego wina! To nie on decydował o trasie przejazdu! On tylko wykonywał polecenia pana kierowcy! I tak się zachował po dżentelmeńsku, bo w bagażniku miał zapasową kasetę. Nie trzeba było więc wytrzeszczu oczu dostawać, gdy w środku miasta przypiliło...
A to, że nic nie mówił, camper mój kochany, gdy tym ogromnym bagażnikiem na skuter, który kierowca mu tuż przed samym wyjazdem doczepił do kupra i przy byle jakim garbie - tarł o asfalt lub o twardy beton! Że cierpiał przy tym.. od tej rury nie wyciętej! Eksperymenty i testy sobie na nim robić!? Jedyne co, to bidulek tylko skrzypiał i niekiedy iskrą rzucił! A mógł się wkurzyć i zostawić w cholerę ten bagażnik na pierwszym lepszym skrzyżowaniu! To tylko dlatego, że porządny z niego towarzysz podróży jest... i wrażliwy...

Camper - mój kochany...
Tym razem, przejechał z nami ok. 7 000 km. Na początku i na końcu, trochę był eksploatowany i wyzyskiwany, bo potrafił dzienne i po 600 kilometrów zrobić, ale bywały dni, gdzie sobie stał i tylko odpoczywał. Kilka razy przeszedł toaletę poranną, gdy namolne komary i muszki poprzyklejały się do niego. Sześciokrotnie też dostał jedzonko do syta... i to nie byle jakie, bo i zagraniczne.

Camper - mój kochany...
W nagrodę za dobrą współpracę i znośne zachowanie, po powrocie pan kierowca zorganizuje mu wymianę tylnego zawieszenia na pneumatyczne. Wtedy dopiero będzie piękny! Kuperek mu się podniesie do góry! Od razu wyprzystojnienie!

Camper - mój kochany...
Może też jeszcze jakieś inne drobne prezenty dostanie? Na pewno będzie miał wymienione opony oraz olej, dostanie na wyposażenie też łańcuchy... i płyn do spryskiwacza zimowy, też dostanie... Z gadżetów, to może nową serwetę na stół, camper dostanie, bo ta się lekko przypaliła od gorącego garnka - wszak idą święta, więc czas prezentów.
Camper - mój kochany:))



Taką oto jak niżej (mniej więcej), trasę zrobił - Camper – mój :)







Uwaga - Informacja od początkującej blogerki autorki: 
Nie sfiksowałam! 
Ja tak zawsze miałam, 
że jak mnie naszło to prozą i wierszem gadałam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz